Nocny Kochanek to jeden z nielicznych polskich zespołów metalowych, który traktuje muzykę oraz teksty z ogromnym dystansem do samych siebie oraz do wizerunku kojarzonego zazwyczaj z klasycznym heavy metalem. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Za Wami dwa wyprzedane koncerty w Siedlcach oraz w Otwocku? Czy podtrzymacie passę i na koniec tourne będziecie mogli przy każdym mieście dopisać „sold out”?

Krzysiek: Rzeczywiście, w Siedlcach i Otwocku bawiliśmy się w komplecie. Zobaczymy co przyniesie czas. Najważniejsze jest to, że ludzie chcą przychodzić na Nocnego Kochanka. Nas ten fakt cieszy podwójnie: jako członków zespołu oraz jako fanów heavy metalu. Od wielu lat słyszy się od muzyków metalowych jak to jest źle w Polsce – mało kto chodzi na koncerty. Zespoły nagrywają kawałki prawie wyłącznie z anglojęzycznymi tekstami licząc, że prędzej ich muzyka przyjmie się za granicą. Okazuje się jednak, że ludzie chcą słuchać heavy metalu. Tyle, że chyba mieli już dosyć wałkowania tego samego, zazwyczaj pompatycznego stylu, który towarzyszy ciężkiej muzyce.

Podczas obecnej trasy będziecie dzielić scenę z Zenkiem z Kabanosa. Dlaczego właśnie on? A nie jedyny prawdziwy Zenek, król polskiej muzyki, czyli Zenon Martyniuk z zespołu Akcent?

Arek: Zenek z Kabanosa jest jedynym i prawdziwym Zenkiem! :) Zenon Martyniuk długo nas namawiał żebyśmy razem pograli, ale Krzysio czuje się przy nim bardzo zawstydzony bo twierdzi, że w porównaniu z Królem Disco ma duże braki w technice wokalnej. Musieliśmy odmówić :/
A tak na serio Zenek Kupatasa to nasz dobry kolega, który zawsze nas wspiera, a my wspieramy jego. Stwierdziliśmy, że nakładające sie na siebie premiery naszych płyt to idealny moment na zorganizowanie wspólnych występów.

Zagraliście na Woodstocku, pod koniec stycznia ogłoszono Wasz występ podczas Czad Festiwal. Planujecie więcej koncertów festiwalowych? Czy jak przystało na prawdziwych Zdrajców Metalu zagracie na Openerze?

Arek: Koncerty festiwalowe są dla każdego wykonawcy czymś bardzo fajnym. Mają one zupełnie inną specyfikę niż koncerty klubowe. Są to idealne miejsca do promocji i poszerzania grupy odbiorców swojej muzyki. Chcielibyśmy grać jak najwięcej i na pewno nasz menago będzie się o to starał, jednak nie zawsze jest to takie proste. Nasi fani, rozmawiając z nami po koncertach, często mówią nam coś w stylu: "Ej, zagrajcie w tym roku na Woodstocku, ale będzie ogień!" Tak jakby zależało to tylko od naszej dobrej woli i chęci. Niestety są to procesy bardziej skomplikowane i dobre chęci to nie wszystko.

Czytając recenzję Waszych płyt można podzielić je na dwie grupy. Pierwsza „genialna muzyka, fatalne tekstu” oraz druga „fenomenalne teksty, w warstwie muzycznej nuda”. Zatem co jest mocną stroną Nocnego Kochanka?

Krzysiek: Mocną strona Nocnego Kochanka są na pewno jego fani! Zawsze możemy liczyć na ich wsparcie i poczucie humoru.
Jeśli chodzi o stronę muzyczną Nocnego Kochanka, to bazuje ona na znanych patentach, które powinny przypaść do gustu fanom klasycznego grania. Staramy się podawać je w dość przystępnej formie, nie uciekając w zbyt skomplikowane kompozycje. Staramy się również żeby brzmienie było świeże i współczesne. A teksty…? No cóż :D Jeden lubi kawały o babie, a drugi o Żydach – to przecież kwestia gustu. Tak czy inaczej dziennikarze w każdej z dotychczasowych recenzji wysoko ocenili „Zdrajców Metalu”.

Jednak jesteście obecnie polskim zespołem, który sprzedaje najwięcej płyt. Czy zaskoczyła Was popularność drugiego albumu? Czy zdrada metalu jest zatem opłacalna?

Arek: Po bardzo dobrze przyjętym debiucie i po osiągniętym sukcesie sprzedaży oraz biorąc pod uwagę, że popularność zespołu cały czas rośnie, spodziewaliśmy się, że „Zdrajcy Metalu” mają dużą szansę poprawić wynik uzyskany przez „Hewi Metal”. Muszę jednak przyznać, że debiut na drugim miejscu w zestawieniu najlepiej sprzedających się płyt (OLIS) był dla nas bardzo miłym zaskoczeniem. Nasz pierwszy album postawił porzeczkę bardzo wysoko i do czasu kiedy słuchacze nie mogli sami ocenić muzyki z nowej płyty, nie wiedzieliśmy czy poprzeczka zostanie podniesiona. Udało się.

Waszej twórczości jest sporo nawiązań do takich grup jak AC/DC, Manowar, Judas Priest, Primal Fear oraz Tenacious D. Czy nie boicie się pewnego rodzaju zaszufladkowania? Nawet Krzysztof Skiba nazwał Was „metalowym Big Cycem”.

Krzysiek: Właściwie to sami się zaszufladkowaliśmy, więc nie mamy z tym problemu. Natomiast wydaje mi się, że w Polsce jesteśmy w tej szufladzie praktycznie tylko my :D Nocny Kochanek z założenia jest zespołem robiącym sobie przaśne żarty i grającym klasyczny heavy metal. To, że można w naszych kawałkach usłyszeć Maidenów, Priestów czy Tenacious D jest odbierane przez fanów tych grup jako ukłon w ich stronę. Poza tym każdy zespół ma swoje inspiracje. My się z naszymi nie kryjemy. Wręcz przeciwnie – staramy się, żeby były one jak najbardziej wyraźne. Kochanek ma powodować uśmiech na twarzy – tak pod względem tekstowym, jak i muzycznym.

Po przesłuchaniu Waszych płyt zastanawiam się jaka będzie przyszłość Waszego zespołu? Dalej będziecie bawili się w tę satyrę metalu? Nie boicie się, że dopadnie Was syndrom Braci Figo Fagot, po wyprzedanych koncertach oraz kilku hitach nastanie czas posuchy?

Arek: Przyszłość zależy od nas samych. Nie szukałbym złych przykładów żeby torturować się czarnymi wizjami tego co nas czeka. Nie chcę doszukiwać sie swojego losu w odbiciu innych. To strata czasu. Gdybyśmy mieli się przejmować ile to wszystko potrwa to byłoby lepiej w ogóle się za to nie brać. Przygoda z Nocnym Kochankiem przyniosła nam już tyle ciekawych i dobrych przeżyć, że bez względu na to ile jeszcze potrwa, już wiem, że było warto. To co dalej stanie się z Kochankiem zależy od nas. Na pewno nie zmienimy stylu bo to już by nie był ten sam zespół.

Rozmawiał Jacek Stasiak