„To jakaś paranoja, że obiekty i działalności, pomagające wzmacniać odporność, są wciąż zamknięte, a takie, gdzie najłatwiej się zarazić – znowu będą otwarte”. Branża fit ma dość, zjednoczona zamierza wznowić działalność od 1 lutego. To aż 1700 obiektów!

O nastrojach panujących w branży fitness można pisać dużo, albo podsumować w kilku słowach: to bomba, która zaraz wybuchnie. Właścicieli lokali i trenerów już nie stać na dalsze czekanie i dokładanie – często olbrzymich sum – tylko po to, żeby nie zawiesić działalności i mieć szansę na pomoc. Niestety wszystkich ta pomoc nie obejmie. Podobnie jak w innych branżach, przegrani są przedsiębiorcy, którzy uruchomili działalność w roku 2020, albo którzy na przełomie 2019 i 2020 przeprowadzali remonty obiektów, bo nie mogą wykazać za ten okres zysków, a więc nie kwalifikują się do pomocy.

Otwieramy!
Kluby i trenerzy zrzeszeni zapowiedzieli wznowienie działalności. Razem uzgodnili i wypracowali ostre standardy bezpieczeństwa, pokazując, że są w stanie działać odpowiedzialnie. A członkom swojej organizacji zagwarantowali pomoc prawną w nieuniknionym zderzeniu z policją i sanepidem. Ale – jeśli ktoś tych norm przestrzegać nie będzie, nie będzie mógł liczyć na pomoc. Czy ta zapowiedź da do myślenia przedstawicielom władzy i zmusi do pójścia na kompromis? Zobaczymy.

Warszawa wrze

Młodzi ludzie, w większości pracownicy korporacji, którzy bycie „fit” i chodzenie na siłownie traktują jako modę obowiązkową nie ukrywają złości:
-Przynajmniej raz w tygodniu umawialiśmy się na siłkę. Forma to jedno, ale to było po to żeby wyżyć się po „Mordorze”  – mówi Kamil.
-Potem wiadomo, grzeczni do domu, reszta na imprezę. A teraz ani tego ani tego – dodaje.

Podobnie sprawę widzi manager jednej z sieci warszawskich klubów:
-To była moda. Każda korpo dawała w pakiecie karnety na fitness czy siłownię i ludzie przychodzili. Część po to, żeby faktycznie złapać formę po całym tygodniu siedzenia przy biurku, ale w większości to były spotkania towarzyskie ważniejsze niż późniejsze drinki w barze. Bo tu trzeba było się pokazać, taka niepisana zasada. Kto nie trenuje ten jest gorszy. Jasne, że było to dla nas zabawne, ale jeśli w ten sposób – pod presją środowiska w pracy – ludzie jednak pracują nad sobą, to dlaczego nie? – komentuje Maciej.

Na portalach społecznościowych widać jednak, że amatorzy wysiłku fizycznego mają sposoby na to, jak przezwyciężać wszystkie ograniczenia. Morsowanie stało się tak popularne, że chętni, zrzeszeni w klubach formalnych lub nieformalnych grupach, już zaczynają na forum publicznym ustawiać się w kolejkę i ogłaszać, kto, kiedy i gdzie morsuje. Żeby uniknąć tłoku. Z jednej strony bardzo dobrze, bo ogranicza się w ten sposób ryzyko, z drugiej – zaczyna to wyglądać zdaniem samych zainteresowanych na reklamę „kto fajniejszy” i początki lokalnej wojenki podjazdowej.

Równie popularne stały się ćwiczenia na świeżym powietrzu – przed zamkniętymi salami albo w plenerze; nocne bieganie. Czy są stosowane sposoby „na pracownika”, „na stowarzyszenie”, „na sklep z odpłatną prezentacją”? Oficjalnie nikt się nie pochwali – „to mała społeczność, po co mi kłopoty” – da się słyszeć.

14,1 miliona złotych długów – to wynik finansowy za rok 2020.

Według danych Krajowego Rejestru Długów, rok 2021 centra i kluby fitness oraz siłownie rozpoczynają z zadłużeniem sięgającym ponad 7,7 mln zł. W niewiele lepszej kondycji finansowej są trenerzy i instruktorzy. Prowadzący zajęcia sportowe do oddania mają obecnie 6,4 mln zł. W 2020 r. łączne należności branży wzrosły niemal o jedną czwartą.

-Szczególnie dotkliwy dla branży musiał być lockdown na ich usługi na przełomie roku. Styczeń był zazwyczaj miesiącem największego obłożenia klubów i przypływu klientów zmobilizowanych postanowieniami noworocznymi. W lutym następował zwykle spadek zadłużenia. Tym razem trudno się tego spodziewać. Co ważne, z naszych danych wynika, że na zamknięciu sektora w ogromnym stopniu tracą pojedynczy trenerzy i instruktorzy fitness, którzy bardzo często mają nieregularny system pracy, są samozatrudnieni  lub pracują w oparciu o umowy o dzieło – mówi Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej SA.

Centra fitness i siłownie pozostają zamknięte od połowy października 2020 r., z wyjątkiem nielicznych obiektów, których działalność jest dozwolona w ramach rozporządzenia. Pojawić się w nich mogą jedynie osoby trenujące w ramach współzawodnictwa sportowego, zajęć lub wydarzeń sportowych oraz zajęć na uczelni lub w szkole.

-To jednak mała grupa. Wiele obiektów stoi pustych, a przez to swojego zawodu nie mogą wykonywać trenerzy i instruktorzy, który często pracują na własny rachunek, właśnie w takich miejscach. Według Polskiej Federacji Fitness blisko 90 proc. z nich wykonuje zawód w oparciu o inną umowę niż umowa o pracę. Najczęściej swój zawód wykonują na podstawie umowy zlecenia, pracując średnio w 35 obiektach. Zamknięcie większości z nich pozostawia trenerów i instruktorów bez środków do życia – zauważa Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy.

Teoretycznie powinny pomóc pieniądze z „tarcz”, jednak zdaniem przedstawicieli branży, tylko 15 proc. firm z tego sektora kwalifikuje się do pomocy z Tarczy PFR 2.0, a ewentualne pieniądze z Tarczy 6.0, których jeszcze fizycznie nie wypłacono, pokryją ok. 5-10 proc. strat podmiotów, które taką pomoc uzyskają.

Co nas czeka od 1 lutego?

Wyjście do klubu na nielegalu, z narażeniem się na mandat czy karę od SANEPID, w celu „złapania formy” przed ciepłymi dniami? A może jednak rząd zobaczy, że siłownie i kluby fitness, zrzeszone, przestrzegające rygoru sanitarnego, są kompletnie nieszkodliwe w porównaniu z galeriami handlowymi czy kościołami? Czekanie już się kończy – mówią trenerzy. Teraz pora na działanie.